Tytuł : „Inkub”
Autor: Artur Urbanowicz.
Liczba stron: 724.
Wydawnictwo: Vesper.
” Jeżeli czegoś się boisz, rób to jak najczęściej…”
Nad Suwalszczyzną za kilka dni pojawi się zorza polarna. W Jodoziorach, małej wiosce na prowincji, zostają znalezione spopielałe zwłoki małżeństwa. Wśród lokalnej społeczności miejsce to owiane jest złą sławą, słynie ze szczególnego nasilenia przemocy, chorób , zaginięć i samobójstw. Mówi się też o zjawiskach nadprzyrodzonych – niezidentyfikowanym zielonym świetle, odgłosach niewiadomego pochodzenia, a także o nawiedzonym domu. Miejscowi wierzą, że to on rozsyła wokół negatywną energię, która wydobywa z ludzi najgorsze instynkty.
Tajemnicami wioski żywo interesuje się młody dzielnicowy, który wkrótce popełni samobójstwo. Sprawę jego śmierci bada Vytaautas Cesnauskis, policjant litewskiego pochodzenia z komendy miejskiej w Suwałkach. Odkrywa, że mroczna historia Jodozior ma swoje korzenie w latach siedemdziesiątych. Wtedy miała tam mieszkać kobieta, która parała się czarami.
Ta powieść jest tak wielowątkowa i wciągająca, że mimo swoich ponad siedmiuset stron, czyta się ją niemal jednym tchem. Już sam wstęp sprawia, że jesteśmy ciekawi, co wydarzy się dalej. Dawno nie czytałam tak dobrze napisanej książki grozy, a czytam ich naprawdę wiele. Mała miejscowość, owiana tajemnicą. Plotki, lokalne mity i utrzymujący się przez całą powieść mrok, nadają całej historii niezwykłego klimatu, który urzeka i pochłania czytelnika z każdą sceną.
Ciekawym zabiegiem, dokonanym przez autora, jest sięgnięcie do lokalnych wierzeń, które w wielu częściach naszego kraju wciąż funkcjonują. I to również potęguje efekt grozy.
Podsumowując, bardzo polecam tę powieść. Jeśli lubicie książki, które dają do myślenia i sprawiają, że dreszcze przebiegają po plecach, to „Inkub” będzie na pewno świetną lekturą.
Z czytelniczym pozdrowieniem,
Meg.